Szukaj na tym blogu

sobota, 16 marca 2019

GDY ZA OKNEM BYŁO LATO...

Marzec. Dzień jeszcze za krótki a temperatury zbyt niskie, by na serio pomyśleć, że to już wiosna. Słońce jednak coraz odważniej walczy o każdy dodatkowy stopień i wydziera nocy coraz więcej dnia. Lubię ten czas. Jest zapowiedzią wiosny, choć jak co roku wlecze się niemiłosiernie. A ja już bym chciała więcej, cieplej, dłużej. 
Dlatego dzisiaj zapraszam na podróż do przeszłości. Pokarzę fotografie z zeszłego lata. W tym celu przerzuciłam setki giga bajtów zdjęć znajdujących się na dysku mojego komputera. Warto było powspominać, bo muszę przyznać, że minione lato było wyborne...
https://synergiaprzyjemnosci.blogspot.com/2019/03/gdy-za-oknem-byo-lato.html
Z każdym kolejnym rokiem przybywa u mnie kolorów, rabaty zaczynają wypełniać się roślinami, kipi zielenią. Z roku na rok kurczy się przestrzeń zarezerwowana dla trawnika na koszt rabat. Normalna kolej rzeczy dla kogoś, kto "gra w zielone" i przestają mu wystarczać tuje rosnące wzdłuż ogrodzenia i kilka iglaków wciśniętych w narożniki działki. Bo przecież początki tak właśnie wyglądały. 
Lubię tą kompozycję. Jarzmianki podsadzone ciemnymi żurawkami na tle perukowca z bordowymi liśćmi. Za wędzarnią rosną brzozy. Młode, ledwo widoczne zza ceglanej budowli. 
Jarzmianki poroznosiłam już po całym ogrodzie i obdarowałam sąsiadki. Są piękne, niezmiennie się nimi zachwycam. Roślina niezwykle urokliwa, a jednak ciągle niedostępna w okolicznych sklepach ogrodniczych. 
Zeszłego roku skupiałam się głównie na nowej rabacie. Mój ogrodniczy zapał koncentrował się na próbie aranżacji przestrzeni, której obraz siedział mi w głowie od kilku miesięcy. Jestem zadowolona z efektu. Przybyło róż, hortensji, rododendronów i jeżówek, 
liliowców i floksów również. 
A w środku tego gąszczu - hamak. Ulubione miejsce spędzania wolnego czasu wszystkich członków rodziny. 
Czekami z utęsknieniem aż orzech podrośnie i da trochę więcej cienia. 
W ogóle temat drzew w moim ogrodzie pojawił się bardzo późno. Zawsze wydawało mi się, że drzewa na tak stosunkowo małej powierzchni są raczej kiepskim pomysłem. Żałuję, że tak późno doszłam do wniosku, że jednak się mylę. Być może miałabym dzisiaj większe egzemplarze drzew? 
Powoli zaczynam nadrabiać zaległości. Na dowód moich słów młody egzemplarz ambrowca amerykańskiego. Jego liście pięknie przebarwiają się jesienią. Aż trudno uwierzyć, że z tak mizernej roślinki wyrośnie potężne drzewo.  
Krzewów też miałam niewiele. A to już duży błąd. Na szczęście w którymś momencie wpadłam na kilka dobrych pomysłów, chociaż na tamtym etapie w ogóle nie zastanawiałam się nad tym co kupuję i jakie "to" urośnie. Tak było między innymi z pęcherznicą. 
Jest u mnie regularnie mocno podcinana, przez co nie kwitnie, ale dobrze jej to robi. Mam na myśli cięcie. Zresztą, nie przepadam za kwiatami pęcherznicy. Miejsce to powstawało jako pierwsze. Rośliny to już dorosłe egzemplarze. Lilak był dobrym pomysłem, podobnie jak glicynia, chociaż nie kwitnie. 
To miejsce zmieniałam wiele razy. Ostatecznie dosadziłam róże i powojniki, które próbują wspiąć się po balustradzie tarasu. Na razie dość nieśmiało, ale mam nadzieję, że z czasem się to zmieni. Obok wspomnianej glicynii rozszalał się krwawnik - jeden z nielicznych, który wytrzymuje konkurencję z tą żarłoczną bestią. Jeszcze kilka lat temu kipiało tu od kolorów, od dwóch lat zaprowadziłam dyscyplinę kolorystyczną i jest lepiej. 
A tu wejście na taras i liliowce w porze późnego lata. Po kwiatach pozostały tylko suche, sterczące "badyle". Nigdy ich nie wycinam na tym etapie. Liatra kłosowa ma warunki idealne. Mimo, że uchodzi za roślinę, która radzi sobie dobrze w lekkiej, suchej glebie u mnie dobrze rośnie tylko obok rury spustowej, regularnie (czytaj "po każdym deszczu" zasilana deszczówką), w podłożu raczej ciężkim. Konkurencji ze wspominaną glicynią nie wytrzymała.  
Sucha rabata też wygląda coraz lepiej. Odkąd wymieniłam rośliny na prawdziwych "twardzieli" wreszcie nie muszę co dzień biegać z konewką, na dodatek z marnym skutkiem. Całkiem przypadkiem przywędrowała tu dziewanna, która rozszalała się na dobre. Na razie pozwalam jej wędrować bez ograniczeń.
A poniżej moja duma i chluba - kosmosy czekoladowe w towarzystwie tojeści purpurowej i stipy. W tym roku kolejny raz kupiłam nasiona tojeści z postanowieniem, że ta piękna roślina na stałe zagości w moim ogrodzie. Dotychczas wszystkie próby jej uprawy kończyły się fiaskiem.
Tradycyjnie najwięcej problemów mam z przedogródkiem. Nadal, pomimo wielu zmian pozostawia wiele do życzenia. Wygląda koszmarnie!
Na pewno zniknie większość bylin. Usunę liliowca, funkie, serduszkę, tawułki i żurawki. Ta ostatnia nie lubi tak skrajnie zacienionych miejsc. Myślę, żeby zastąpić ją trawą Hakonechloa. Na miejscu planuję zostawić tylko hortensje, bukszpany, zawilce i trzmieliny pnące się po murze. Jeszcze ich nie widać, ale uwierzcie mi, że tam są (choć na zdjęciu poniżej jeszcze ich tam nie ma).
Po takiej dawce lata nie pozostaje nic innego jak ostrzyć dziabki, szpadle i sekatory. Prognozy pogody zapowiadają ciepły weekend więc najwyższy czas ciąć, wertykulować i przesadzać. Z małą przerwą na kawę na łonie natury oczywiście. 

2 komentarze:

  1. Kiedy ja będę miała taki..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, doczekasz się:) Mam nadzieję, że już w tym sezonie zaczniesz nas raczyć widokami ze swojego ogrodu:)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...