A MOŻE JESZCZE PRZYJDZIE ZIMA...

Kulig i ognisko... czy jest coś fajniejszego w zimowy dzionek?!

Dla takich chwil warto żyć! Tak podsumował nasz kulik znajomy, który miał okazje w nim uczestniczyć... Mieszkam już trochę na wsi... tzn. prawię całe życie a jakoś tak nie miałam jeszcze okazji brać udziału w prawdziwym kuligu. Mówiąc "prawdziwy" mam na myśli kulig konny... Nie żebym nie była nigdy na kuligu. Często robiliśmy kuligi ale za samochodem... trochę to się ukróciło gdy okazało się, że policja za to ściga ale i tak czasem jeździło się po lasach... Prawdę powiedziawszy jakoś tak nie ciągnęło mnie do konnego kuligu. Wydawało mi się, że konie są wolniejsze i mniej zwrotne wiec nie ma już takiej zabawy... cóż... wydawało mi się... 

Takie oto konie z saniami mieliśmy do dyspozycji dzięki naszemu znajomemu,który o dziwo jeszcze na wsi ma konie a sanie własnoręcznie odkopał spod siana w stodole. Brakowało jeszcze sanek... ale kilka sztuk się znalazło... Niestety nie wszystkie przeżyły tą eskapadę ale i tak było warto...

A wiecie co jest najfajniejsze... ten dźwięk dzwonków przyczepionych przy saniach, widok zaśnieżonych pól i lasów... I nie... konie wcale nie są powolne!... Mają lepszy zryw niż niejeden samochód... 

To był naprawdę fajny dzień... tym bardziej, że to nie koniec... Później było jeszcze lepiej... na rozgrzanie kapuśniak i ognisko... Czy można sobie wymarzyć lepsze zakończenie dnia...

Wieści się szybko rozniosły po wsi... i sąsiadach ;)

W taki dzień zapomina się o wszystkich troskach... Dawne życie poszło w dal... tylko koni... tylko koni... tylko koni... tylko koni...żal ;) No i może jeszcze tego, że nie wszyscy mieli okazje w tym uczestniczyć...

Mam nadzieje do następnego razu... Jeśli tylko macie możliwość zaprzęgajcie konie i w drogę...